W czasie drzemki słów kilka…
Znowu długo mnie tutaj nie było. Ciężki okres za nami, nie zdawałam sobie sprawy, że nawet w łatwych okresach macierzyństwa tak bardzo brakuje czasu. Jesteśmy po istnym szpitalnym maratonie. A chcieliśmy tylko się zaszczepić….
To jak funkcjonuje NFZ to jest totalna kpina. Szczerze współczuję wszystkim rodzicom poważnie chorych dzieci w Polsce, którzy nie mają pieniędzy, żeby leczyć swoje dzieci prywatnie. Serce mi rozrywa kiedy o nich myślę.
My zrobiliśmy jedynie badania krwi i moczu po przedłużającej się żółtaczce. I się zaczęło. Wyszło mnóstwo leukocytów w moczu, ale pozostałe parametry były w normie, więc pewnie źle pobrałam- trzeba zrobić badanie jeszcze raz. Kolejne badanie wyszło jeszcze gorzej- skierowano nas od razu do szpitala, bo u takich maluszków nie podaje się leków doustnie. W szpitalu znaleźli nam na usg mnóstwo strasznych rzeczy, ale kazali się nie przejmować „bo tak może być”, „tak się zdarza”, „może minie”. Kazali pobrać mocz jeszcze raz, na izbie przyjęć, ale na 99% szykować się na pozostanie na oddziale. Ale czary mary, badanie wyszło dobrze. Powiedziano nam, że dziecko jest w 100% zdrowe i po prostu źle pobierałam mocz. No i świetnie. W końcu nie miał absolutnie żadnych objawów. Kazali stawić się w poradni nefrologicznej w pierwszym wolnym terminie….czyli wrzesień 2020 !
Ale nie dawało mi to spokoju i zrobiłam następnego dnia posiew, prywatnie. Oczywiście wyszły bakterie. Umówiłam się do dobrego nefrologa dziecięcego, jeszcze raz powtórzyliśmy badanie i moje obawy się potwierdziły- bezobjawowy ZUM i Escherichia. Do tego w międzyczasie przypałętał się katarek, a teraz jeszcze skok rozwojowy. Oj dzieje się ! Przez to wszystko mamy przesunięte szczepienia i nie wyrobimy się ze szczepionką na ROTA. (Tak, szczepię dziecko, może napiszę o tym kiedyś wpis.)
Ostatnio żyliśmy od wizyty do wizyty i od badania do badania. Teraz z kolei młody usnął po raz pierwszy od rana, bo czuje się okropnie. Jest słaby, rozdrażniony, cały czas na mnie wisi. Noc też była zarwana. Mam nadzieję, że już skok zaraz minie, a następne wyniki badań będą już w normie i za miesiąc będziemy mogli się pełni cieszyć zdrowiem.
Ale rozpisałam się co u nas, a przekaz miał być krótki, żeby zmieścić się w czasie drzemki małego N. Wiele razy wyobrażałam sobie macierzyństwo, to jaką będę matką, to, że będę zarywać noce. Wiele razy wyobrażałam sobie jak to będzie po porodzie. Czytałam mnóstwo blogów, książek, wydawało mi się, że jestem na to gotowa i wiem dosyć sporo.
Absolutnie nie da się do tej roli przygotować. O ile do porodu człowiek może przygotować się całkiem dobrze, to macierzyństwo jest skokiem w nieznane. Jest zupełnie inaczej niż mój mały umysł był w stanie sobie to wyobrazić. Czasem jest łatwiej, czasem trudniej niż myślałam. Każdy dzień jest nie do przewidzenia. Twoje życie nagle przeprogramowuje się i dostosowuje w 100% do małego człowieka, który jest tylko dzieckiem, zupełni od Ciebie zależnym. Raz czuje się dobrze, raz źle, raz prześpi noc, raz nie zmruży oka. Płacze wtedy kiedy boli Cię głowa i jest radosny i pełen życia, kiedy Ty nie masz siły ruszyć palcem. Nie umiem nawet na szybko znaleźć słów, które opiszą jak życie zmienia się po narodzinach tego małego szczęścia. A przede wszystkim jak zmienia się człowiek.
Nigdy nie posądziłabym siebie o takie pokłady cierpliwości, ani o to, że jako największy śpioch na tej planecie potrafię spać 2h na dobę.
Ani o to, że potrafię godzinami opowiadać jego tacie o kolorze kupy jaką dzisiaj zrobił.
Ani o to, że będę cieszyła się z każdego jego uśmiechu, postępu, niekontrolowanie wydanego dźwięku.
Ani o to, że będę w stanie poświęcić absolutne 100% swojego czasu dla tej małej istoty, bez uczucia wyrzeczenia.
Ani, że zrezygnuje ze swoich zajęć.
Że zmienią się moje priorytety.
Że będę wspinać się na wyżyny cierpliwości i wytrzymałości.
Wiedziałam, że piszę się na dziecko.
Nie wiedziałam, że piszę się na taką odmianę życia.
Nie wiedziałam, że piszę się na taką dawkę szczęścia.
Bo mimo wszystko, mimo tego, że świat wywraca się do góry nogami, to widok z sufitu jest piękniejszy, pełniejszy. Nigdy w życiu ni cofnęłabym czasu. Nie zamieniła na nic innego.
To zmęczenie, brak czasu, zimna kawa- to czas, który już nigdy nie wróci. To nie wydarzy się już nigdy po raz drugi.
Hej. Jestem kurewsko zmęczona, ale macierzyństwo jest przepiękne!
Dlaczego nikt do cholery o tym tak nie mówi?!
Pst…obudził się 🙂